207
Ten pąk róży, co dobył zaledwo pół skroni
W uścisk liści od spodu tak czujne ujęty!
Ten uśmiech, co się uczy i barwy, i woni –
Ten czar, co tym czaruje, że niedorozwinięty!
Na palcach doń się zbliżam, by kroków odgłosy
Nie spłoszyły tej ciszy, w której trwa i rośnie,
I, oczy przymykając, całuję zazdrośnie
Jedwab ciepły od słońca i mokry od rosy.
A po chwili, gdy, dłonią muskając twe sploty,
Opodal tego pąka w cieniu drzew cię pieszczę,
Ustom moim dorzucam ślad twojej pieszczoty
Do smugi pocałunku, nie startego jeszcze.