Każdy chce żyć długo i zdrowo, ale wiele osób ma też tendencję do lekceważenia zaleceń lekarzy. Czasem też lubimy umniejszać wagę pewnych problemów, a opowieści o tym, że niektóre pokarmy szkodzą, wręcz wywołują u nas pobłażliwy uśmiech. Bawią nas też takie terminy jako eko jedzenie czy żywność bez GMO. Jednak każdy prawdziwy lekarz to potwierdzi – to, co jemy, ma znaczenie, a żywność może być zdrowa lub nie.
Środek na całe zło
Żywność GMO jest nam najczęściej przedstawiana jako wspaniałe remedium na… niedostatek jedzenia na świecie. To o tyle ciekawe, że większość z nas na co dzień szczególnych braków pożywienia nie widzi – wręcz przeciwnie, sklepy wręcz ociekają wszelkimi dobrami. Żeby poznać głód, trzeba by chyba wyjechać do Afryki lub w regiony objęte wojną. Przede wszystkim jednak to nie brak towaru na rynku jest dla większości problemem, ale brak pracy i finansów. A poza tym – głód to zły stan stan zdrowia, ale czy niezdrowa żywność jest od niego dużo lepsza?
Co to jest GMO?
Aby zrozumieć na czym to wszystko polega, musimy najpierw dobrze zrozumieć, czym właściwie jest żywność z i bez GMO. Sam skrót oznacza dokładnie tyle co „genetycznie modyfikowane organizmy”, czyli rośliny lub zwierzęta hodowane (uprawiane) z pomocą technik nie występujących w naturze – najczęściej jest to po prostu czysta inżynieria genetyczna. Z GMO w rolnictwie mamy do czynienia tylko od siedemnastu lat. To niewiele, prawda? Na pewno dość krótko, by móc wiarygodnie ocenić wpływ złożonej z takich organizmów diety na rozwój wielu chorób albo płodność człowieka.
Jasna i ciemna strona
Nie powinniśmy być ogólnie przeciwko każdym modyfikacjom genetycznym – ta technika często bywa też wdrażana w odniesieniu do mikroorganizmów (na przykład celem produkcji lekarstw lub szczepionek) i wówczas nam bezpośrednio zazwyczaj nie zagraża. Przede wszystkim dlatego, że tak produkowane organizmy nie wydostają się w sposób niekontrolowany na zewnątrz – do środowiska. Gorzej jest jednak, gdy genetycznie modyfikowane organizmy lub mikroorganizmy mieszają się z ich naturalnymi odpowiednikami, w środowisku – a zatem tracimy wówczas całkowicie kontrolę nad ich dalszymi losami, łącznie z tym, że nie do końca zbadane, zmienione rośliny mogą mutować, a nawet konkurować z naturalnymi gatunkami.
Co więcej – wbrew temu, co powiedzieliśmy na samym początku, rośliny modyfikowane niekoniecznie muszą być wydajniejsze w uprawie! Przeczy temu w każdym razie wiele poważnych badań. To i tak nie wszystko – okazuje się, a mało kto chce o tym mówić społeczeństwu, że wiele roślin GMO nie ma w ogóle modyfikacji, które mają na celu zwiększenie łatwości uprawy czy urodzaju. Częstsze modyfikacje to za to wbudowana odporność na środki chwastobójcze… a to raczej nie brzmi zbyt zachęcająco. Wszak to toksyny, które przy takiej odporności możemy po prostu nieświadomie zjadać wraz ze zmodyfikowanymi płodami rolnymi.
Nie tylko rośliny!
Choć termin GMO jest dziś używany głównie w odniesieniu do upraw roślinnych, nie oznacza to wcale, że zwierzęta, których mięso i jaja jemy, są nimi nie skażone. Zwierzęta hodowlane jedzą wszak właśnie rośliny, a pasze są modyfikowane coraz częściej. W praktyce wychodzi więc na to, że jemy na przykład kurczaki czy świnie dosłownie przesiąknięte dziwnymi i albo toksycznymi, albo nie do końca jeszcze zbadanymi substancjami chemicznymi, które w przyrodzie nie występują.
Co więc możemy zrobić? Warto na pewno wysilić się nieco i szukać żywności bez GMO (Możemy sprawdzać strony internetowe dostawców mięsa. Niektórzy opisują czym są karmione zwierzęta, dla przykładu: http://zagrodowy.pl/pasza-100-roslinna/ ) – w mniejszych sklepach i na straganach, u znajomych na wsi, wprost od rolnika, albo na specjalnych, ekologicznych farmach. W końcu zdrowie to nie przelewki – nie ma co z nim eksperymentować!