Apokalipsa żyje! Nad głuchym Patmosem
Widziane Objawienie twe iści się, Janie!
Bijcie we wszystkie dzwony, krzyczcie wielkim głosem,
Niechaj echo napełni przestwór i otchłanie!
Cała ziemia się pali! Los zmaga się z losem
l sierp zapalczywości tnie wszystko pokosem!
Godzina każda zdarzeń największych śle posła,
Wieść każda niesłychane przynosi orędzie!
Chwila nad samą siebie w bezmiary wyrosła!
Ludzie pługa i brony, rzućcie prac narzędzie,
Ludzie młota i kielni, ciśnijcie rzemiosła,
Gdy nawet przeznaczeniu wypadły z rąk wiosła!
Gwiazdy pocisków lecą z nieb w krwawej pożodze,
Trzęsienie ziemi z posad wzrusza wszystkie lądy,
Pioruny stali miażdżą, cokolwiek na drodze,
Gradobicie kuł sprawia bezlitosne sądy,
Mury miast się zachwiały, w igruz walą się w trwodze
I teraźniejszość w mękach woła: „Przyszłość rodzę!”
Ludy przeciwko ludom, przeciw krajom kraje
Powstały idąc na się jak potworne .ściany!
Zaludniły się mordem drogi i rozstaje,
Zieją zabójczym ogniem spiżowe wulkany,
Śmierć na polach okropne zbiera urodzaje
I przyszłość z łona czasów woła: „Zmartwychwstaję!”
Apokalipsa żyje! Chwila grozy, jakiej
Nie widział świat i ledwo przeczul szał proroczy!
Niesamowite z dawna wróżyły ją znaki:
Jak dziwne krzyże pośród błękitów przezroczy,
Zjawiające się nagle powietrznymi szlaki,
Tajemne samoloty, zło wieszczące ptaki.
Na czterech węgłach ziemi, w cztery świata strony,
Na gniewu dzień, z mosiężnych gardeł ryczą trąby!
Szczelinami głęboko rozpękły zagoiny,
Otwarły się przekopów czarne katakomby
I wyszły z nich śmiertelne, podziemne Plutony,
Nieboszczyki jutrzejsze, siejące dziś zgony.
Znamiona Czterech Zwierząt, Pismem z dawnowiecza
Przekazane, złączonym ukazali splotem
Męże zbrojni: Człek każdy, bowiem twarz człowiecza,
Lew siłą. Wół wytrwaniem i Orzeł polotem…
Jak Księgę, co pieczęci siedm ją zabezpiecza,
Serca swe otwierają wzajem kluczem miecza!
Pośród skłonów płoniących niczym kłąb kądzieli
Jakby hufiec upiornie błyszczących szkieletów
Porwał się i wzniósł w górę las trupich piszczeli:
Ruszył się obóz w kozły złożonych bagnetów
I pokrajał, poszarpał żelazem, co dzieli,
Potargał ziemię jako kartę Ewangelii.
Wytężcie słuch, gościńce i sioła, i miasta!
Kto uszy ku słuchaniu ma, niech słucha czujnie!
Choć pada mąż, choć płacze dziecię i niewiasta,
Jednoczy się w zbudzeniu, co spadło potrójnie!
Padła na zagon żyzna czarnej krwi omasta
I ziemia cięta stalą przez cięcia się zrasta!
Czuj! Pragnij! Wierz! W straszliwych ognia błyskawicach
Oczyszcza się los nowy! Czas przyszedł jak złodziej
I fałszywe bałwany burzy na granicach,
I rzeczy coraz większych co chwila się spodzie j!
Zdumienie w wszystkich ludzkich przygląda się licach,
Ze historia, Historia chodzi po ulicach!
A czym śniono, marzono, by dożyły wnuki,
Co aż niepodobieństwem nam dożyć się zdało,
Co było, jak tęsknoty widmo, żywe, póki
Śni się, lecz jawa wątpi, by oblokło ciało:
Dzisiaj pomiędzy dymy i grzmiącymi huki
Naocznie, dotykalnie zamieszkuje bruki!
Dla upojenia chwili tej, Jutrem ciężarnej,
Sto lat oczekiwania nie było za długo!
Zadeg ból wycierpiany nie był za ofiarny
I dostateczną żaden trud nie był zasługą,
W tej dobie naprężonej, gorącej i parnej,
Gdy wolność więź rozsadza, bucha w słup pożarny!
Piekło: ruiny, zgorzel, dym, huk, krwawe jatki!
Na ziemię spadły dzikie, siedmiorakie plagi!
Miecz rozcina dziś węzeł wiekowej zagadki!
Na niebie zawieszone są dziejowe wagi!
Prześcigają się w pędzie zdyszanym wypadki
I my tej przejedyncj chwili żywe świadki!
Sprawiedliwość podaje nam w zwycięskim kasku
Zbawienie! Krzyże inasze zamienia w kotwice!
Alleluja! – raz po raz bije grom wśród trzasku!
Amen! – w łoskotach echa huczą błyskawice!
Słowo „Już” nie do wiary, w nieprzeczutym blasku
Dzwoni, jak triumfalny huragan oklasku!