Żal mi cię, niebogo,
Że nie masz nikogo,
Co by cię przestrzegł: słuchaj ale mało,
A potym uczyń, coć się będzie zdało!
Bodaj się przepadło
To twoje zwierciadło:
Bo tobą szali, a ty się nie czujesz,
Dawno się nie swej twarzy przypatrujesz.
Popatrz miedzy szoty
Prawdziwszej roboty:
Ujźrzysz tam i płeć chropawą, i zęby
Nieprawie białe, jeno uchyl gęby.
Więc i lat tak snadnie
Mamkać nie ukradnie:
Bo łacno zliczysz pod oczyma karby;
Tego nie zetrą i weneckie farby.
Aż się za cię wstydzę,
Gdy cię w tańcu widzę.
Ano wiem, czemuś mi się nie udała:
Prosto jakobyś młodym przyganiała.
Takżeć i te stroje
Jakoby nie twoje;
Tyś się ubrała prawie wedle świata,
A to za krzywdę biorą twoje lata.
Nie przeciw się Zosi,
Bo tę miłość nosi,
Że musi skakać jako sarna w lesie;
A nie sromota, co komu czas niesie.
Tobie na twe lata
Czas poprzestać świata;
Cudniej ci będzie prząść kądziel niż w wieńcu
Siedzieć za stołem – babie przy młodzieńcu.