206
Usiądę, by zapłakać w najciemniejszym kącie.
Załamię ręce,
na twarz rzucę włosy lśniące
– będę smutnym, samotnym, bezsilnym kółeczkiem
wyrzuconym pisklęciem,
niekochanym dzieckiem
– i żałośnie nad sobą
kiwać będę głową,
wyżymając pachnącą chusteczkę liliową.
Nie wytrzyma i przyjdzie.
Odejdzie i wróci.
Przyniesie kwiat piekielny,
na ręce mi rzuci
i, gładząc mnie po włosach, zaszepcze po chwili:
– Ach, dziecko mi zranili!
Dziecko mi skrzywdzili!
Potem usiądzie bliżej,
oczyska rozżarzy,
łzy moje będzie liczył,
płynące po twarzy,
i nagle się wydłuży, jak cień na suficie,
z sykiem: „O, poczekajcie!
– Wy mi zapłacicie!”