Wygląda na to, że świat mody nie zna stanu nasycenia – nigdy nie jest za wielu projektantów, modelek, za wiele salonów, kolekcji, marek, imprez. Ciągle powstają nowe firmy projektujące i wytwarzające produkty fashion, poznajemy nowe nazwy i loga, nowe twarze.
A wygląda na to, że cały czas jest miejsce dla nowych. Czy powinno to nas cieszyć, czy raczej zapowiada kompletny chaos i degradację znanych marek?
Sto lat temu najbardziej ekskluzywne firmy w danym mieście mogły zgromadzić swoje salony na jednej ulicy – i często są one w tych samych punktach co wiek temu, przy szacownych arteriach Paryża, Rzymu czy Londynu. Rzadko mamy do czynienia z upadkiem takiego giganta – nawet jeśli w rzeczywistości firma jest już dawno w innych rękach, nie zmienia się logo ani nazwa, więc klienci nic nie wiedzą o tym. Nasze przywiązanie do tego, co znane pozwala zbijać kapitał na tej niezmienności. I wygląda na to, że nie przestaniemy cenić znanych od dziesięcioleci salonów, ale może im zaszkodzić coś całkiem innego, a mianowicie zaborcze tendencje mniej znanych firm.
Wiadomo, kto chce zdobyć popularność, musi być na szczycie. Tylko czy dzisiaj musi to oznaczać posiadanie salonu w eleganckich handlowych dzielnicach? Wiele marek notuje znakomite wyniki dzięki reklamie i sprzedaży w Internecie oraz w sieciowych sklepach w centrach handlowych dla każdego. Mimo to każda marka chce zaistnieć w tych najlepszych miejscach. A ponieważ tym rządzą prawa rynku, obecnie każdy moloch z sieciową odzieżą może postawić swój salon na Bond Street czy Oxford Street. Sądzę jednak, że te ekskluzywne niegdyś miejsca bardzo stracą na znaczeniu, jeśli będzie tam można kupić rzeczy za kilka euro, jak w pierwszej lepszej galerii! Stracą swój urok i moc przyciągania, nie będzie już czym się zachwycać. Odpłynął z nich pewnie również najbardziej ekskluzywne marki, zrażone takim sąsiedztwem. Wówczas zmienią się one w zwykłe dzielnice handlowe, jakie występują w każdym mieście.
Może więc warto byłoby jakoś podzielić strefy wpływów? Pogrupować sklepy według cen i jakości produktów? Ale takie racjonalne rozwiązanie jest oczywiście nie do przeprowadzenia. Wiadomo, że każda marka wbrew wszystkiemu będzie się starała znaleźć wśród najlepszych. Działa tu więc zasada, jak w popularnych klubach: najpierw do lokalu przychodzi tylko elitarne grono. Później miejsce staje się głośne i coraz częściej odwiedzają je ludzie przypadkowi, z ulicy, w związku z tym traci ono swój wyjątkowy charakter. Wtedy śmietanka przenosi się gdzie indziej… i zabawa zaczyna się od nowa.
Jak na tym wszystkim wyjdą klienci? Pewnie część osób będzie usatysfakcjonowana, kupując swoje zwyczajne ciuchy w najbardziej ekskluzywnych miejscach, choć nie staną się one przez to bardziej luksusowe. Obawiam się tylko, że efektem może być wzrost cen poślednich marek – bywanie na salonach w końcu sporo kosztuje!
—
Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org.