Jak cię widzą, tak cię piszą. Wiemy to wszyscy nie od dziś. Kwestia aparycji i sposobu w jaki się ubieramy szczególnie ważna staje się w miejscu pracy.
Co prawda istnieje tzw. dress code, który podpowiada nam, co na siebie założyć wychodząc rankiem do biura, ale z drugiej strony niekiedy ciężko jest zmusić się do przestrzegania modowych norm i ubierać według ściśle określonego szablonu. Zresztą, sam szablon nie zawsze bywa wystarczająco precyzyjny. Bo co tak naprawdę leży jeszcze w granicy dobrego smaku, a kiedy owa granica zostaje bezwzględnie przekroczona? Czy biustonosz prześwitujący przez białą bluzkę należy uznać już za faux pa, ale ramiączko odrobinkę wystające spod koszuli można jeszcze zaakceptować?
Tak, biustonosze i ich właścicielki nie mają w biurach lekkiego życia. Wynika to z pewnej dwubiegunowości w postrzeganiu kobiety, zarówno przez nią samą, jak i przez innych. Od momentu, w którym wchodzimy w etap dorastania wpaja się nam, że stanik to kobieca broń, która podnosi naszą atrakcyjność i pozytywnie wpływa na poczucie własnej wartości, kiedy jednak rozpoczynamy pracę w biurze okazuje się, że ten sam stanik, jeśli niechcący wyeksponujemy go odrobinę za dużo, to wcielone zło. Na tym rzecz się nie kończy.
Nasza modowa odwaga, w opinii szefów i kolegów z pracy, odzwierciedla nasz intelektualny potencjał. I tak, jeśli nosimy zbyt krótkie spódnice i zbyt wycięte czy też zbyt prześwitujące bluzki, jesteśmy postrzegane jako niezbyt rozgarnięte laleczki, jeśli zakładamy sweterki zapięte pod szyję i spódnice za kolano, traktuje się nas jako sztywniary, które mocno trzymają się zasad i nie mają pojęcia o tym, czym jest dobra zabawa. Ciężko jest zarówno owe modowe reguły jak i szablonowość ludzkiego myślenia zaakceptować, wydaje się jednak, że innego wyboru nie mamy. Tak to już się bowiem przyjęło (czy to dobrze czy źle nie mnie oceniać), że klasyka, umiar, stonowanie kojarzone są ze stabilnością i profesjonalizmem, i to właśnie one są w pracy mile widziane.
Że to przesada? Być może. Większość osób nadal jednak mocno się trzyma owej reguły. Najlepszym przykładem wypowiedź redaktorki angielskiego czasopisma, na którą przypadkiem natrafiłam swego czasu w sieci. Otóż owa pani przyznała, że zdarzyło się jej nie zatrudnić dziewczyny z imponującym CV tylko dlatego, że miseczki stanika odrobinę wystawały jej z dość odważnego dekoltu.
Zdaje się zatem, że nawet bardziej temperamentne panie będą musiały spotulnieć. A zatem – żadnych głębokich dekoltów, żadnych wystających spod bluzek biustonoszy i żadnych białych czy, nie daj boże, czarnych staników wyeksponowanych pod białą koszulą. Praca to w końcu praca. Liczy się profesjonalizm. Zresztą, nic nie stoi na przeszkodzie, by najnowszy biustonosz bardotkę czy seksowny push up w pełnej krasie zaprezentować na imprezie w klubie czy domowym przyjęciu.
—
Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org.