275
Pod obojętną czernią alej
myśli wieczorem granatowe,
zakute w gwiazd ćwiekowej stali
płyną przez noc kopanym rowem.
Ścieżki księżycem wylęknione
biegają w starych drzew zacieniu
i noce cierpną gorzko-słone,
skute w parkowych krat więzieniu.
A niebo piersi chce prostować
ugięte pod ciężarem ciszy,
wysoko w czerni płyną słowa
w nie wymówiony głosem wiszar.
Oczy przestrzenią zapłakane,
wbite w głąb nieba nadaremnie,
gwiazdy w tłum liści zaplątane
drżą coraz ciemniej, ciemniej, ciemniej…