242
Tam – u samego lasów brzegu,
Gdzie kruk -jedyny pustki widz,
Ktoś go ulepił z tego śniegu,
Co mu na imię: biel i nic…
Na głowę śmieszną wdział czapulę,
A w bok żebraczy wraził kij –
I w oczy spojrzał mu nieczule
I rzekł na drwiny: „Chcesz – to żyj!”
I żył niezgrabny, byle jaki,
A gdym doń przyszedł śladem trwóg –
Już weń wierzyły wszystkie ptaki,
Więc zrozumiałem, że to – bóg…
Czarował drzewa ócz błyskotem,
Piersią, do której wichry lgną –
I kusił mnie niewiedzą o tem,
Co było we mnie – tylko mną…
Pan ośnieżonej w dal przyczyny
Poprzez ślepotę mroźnych cisz
Patrzał w wądoły i w niziny,
Co mu się śniły wzwyż i wzwyż!
A kiedy poblask wziął od słońca
I w nicość zalśnił – błędny wskaż –
Pojąłem wszystko aż do końca
I uwierzyłem jeszcze raz!